- Lily chodź zjesz coś. - do pokoju wszedł średniego wieku mężczyzna i z troską spojrzał na swoją córkę, która jak codziennie nie zaszczyciła go nawet zerknięciem. Westchnął i podszedł do dziewczyny. Kiedy jego córeczka się narodziła, bał się, że w wieku 16 lat zacznie uciekać w używki i umawiać z podejrzanymi chłopakami. Nie wiedział, że ich życie nabierze takiego obrotu spraw. Teraz marzył by ujrzeć jej pełne życia, brązowe tęczówki, które w dzieciństwie cały czas rozszerzały się na widok każdej nowej rzeczy.
- Musisz jeść kochanie. - szepnął głaszcząc ją po głowie. Brunetka spojrzała na ojca, ale jednak niczego nie odpowiedziała. Skupiała swoje puste źrenice na jego twarzy i studiowała każdy element podstarzałej twarzy. Mężczyzna również przeżył stratę swojej żony, ale również córki. Kiedyś roześmiana nie dawała się złapać jego ojcowskim dłonią. Teraz studiowała wszystko codziennie z tym samym wyrazem twarzy. Jakby jej dusza odeszła, a ciało zostało zaprojektowane na tryby, które codziennie powtarzały się. W tej chwili jedynie obserwowała przydługie już, zsiwiałe włosy swojego taty. Na twarzy miał już kilka widocznych zmarszczek, a pod oczami widniał dowód jego wielkiego zmęczenia.
Od czasu zapadnięcia na depresję pourazową przez jego córkę, praktycznie skończył z wieloetatowymi pracami, ostatnia próba zostawienia Lily chociażby na 10 minut skończyła się interwencją policji na terenie domu. Dziewczyna znalazła zapalniczkę i równie wielkim zapałem, jak dzisiaj na ojca, zerkała na płomień. Reszta zdarzeń jest już tajemnicą tamtego wieczoru. Niektórzy z psychologów twierdzą, że dziewczyna sama podpaliła firankę, chcąc zobaczyć większy płomień. Drudzy zaś są odmiennego zdania, że wszystko było niewinnym wypadkiem.
- Kochanie dziś przyjdzie Paulina.- powiedział spokojnie jej ojciec, swoim ciepłym, zachrypniętym, ojcowskim głosem, Wziął swoją córkę za rękę i zaprowadził ją do kuchni. Brunetka zajęła miejsce przy stole i rozejrzała się po pomieszczeniu. To była codzienna rutyna, chociaż pokoje nie zmieniały koloru ścian. Kuchnia dalej była koloru dębowego, a na ziemi znajdowały się wielkie, białe płytki. Jednak dziewczynę z dnia na dzień, wszystko równie fascynowała. Niczym małe dziecko, które poznaje świat. Ona z dnia na dzień rodziła się nowo, z dnia na dzień poznawała znane sobie osoby na nowo, a również na nowo starała się im zaufać.
Mężczyzna siadł obok swojej córki i zaczął powoli ją karmić, wiedząc, że jeżeli nie zrobiłby tego, dziewczyna nie sięgnęłaby po jakikolwiek posiłek.
♣
- Nie podjadaj! - szatynka uderzyła swojego chłopaka w ramie, na co on tylko jęknął. Byli parą od kilku lat, jednakże zachowywali się niczym małżeństwo,ze znanych wszystkim, meksykańskich tasiemców. Codziennie znajdowali jakiś problem do sporu, a w momencie zgody, nikt nie przyznawał się do popełnienia błędu. Każde ich zerwanie kończyło się pogodzeniem, a także zaciśnięciem relacji.
- Chciałem tylko sprawdzić czy jest dobra konsystencja. - powiedział obronnym tonem brunet i oblizał palec na którym znajdowało się jeszcze trochę dowodu zbrodni. Uśmiechnął się szeroko do swojej dziewczyny, która w odpowiedzi jedynie pokiwała głową, mówiąc pod nosem coś typu "debil".
- Też cię kocham, ale wiesz, że twoje wypieki jeszcze bardziej. - rzekł z uroczym uśmiechem.
- Ty kochasz wszystko co można zjeść i nie obudzi się w twoim żołądku. - żachnęła rozbawiona. Dobrze znała swojego partnera i jego zwyczaje. Uwielbiał jeść, a gdyby nie ona, dawno nabrałby brzuszka. Codziennie dbała o jego kondycję serią ćwiczeń i biegania. To motywowało również ją, wiedziała, że samotne ćwiczenia są zbyt dobijające. Jeszcze w pierwszej klasie szkoły średniej uczęszczała na zajęcia z lekkoatletyki. Kochała to, a wraz z Lily tworzyły cudowny zespół. Raz nawet zakwalifikowały się do zawodów międzystanowych. Cała szkoła im tego gratulowała, jednak miesiąc przed zawodami mama Lily umarła, a wraz z nią jej córka.
- Jednakże ty kochasz mnie rozpieszczać, od poznania mnie nauczyłaś się wiele nowych przepisów, powinna byś być z tego powodu zadowolona. - odrzekł z wielką dumą w głosie. Uśmiechnęła się pod nosem i wróciła do pieczenia. Sam był jej bratnią duszą. Można przyznać, że przed jego poznaniem nie była aż tak ambitna jak jest teraz. Nawet nie zamierzała chodzić do collegu, jednak zmieniło się to i obecnie studiuje na wydziale sztuk pięknych w tutejszej uczelni. Sam jednak znalazł miejsce w zupełnie innej części stanów. Utrzymywanie związku na odległość było trudnym zajęciem, jednak oni dawali sobie radę.
- Ty uwielbiasz mnie wkurzać. - powiedziała marszcząc nos, jej chłopak uważał to za coś wyjątkowo pięknego, jednak dla niej było to wkurzające. Gdy nie znała się na makijażu, powodowało to, że na nosie powstawały niekorzystne kreski z kosmetyku.
- Ja cała ciebie uwielbiam. - powiedział kradnąc z jej ust pocałunek, a gdy odsunął się zastał na nich szeroki uśmiech.
- Mniej słodzenia, dziś idę do Lily. - powiedziała i zerknęła na swojego chłopaka. Za kilka dni będą święta, a co za tym idzie każde z nich wyjedzie do swoich rodzin, a spotkają się jedynie na sylwestra.
- Rozumiem. - kiwnął głową i spojrzał na twarz swojej dziewczyny, która błyskawicznie straciła wcześniejszą radość. Widział, że bolała ja cała ta sytuacja, a także nie rozumiała jak w jeden dzień straciła kontakt z jedną z najważniejszych osób w jej dziewczyńskim życiu. Sam lubił brunetkę. Można powiedzieć, ze poznali się właśnie przez nią, kiedy wpadł na dziewczynę na korytarzu szkolnym, a zaciekawiona Pauline szybko znalazła się obok rozdrażnionej przyjaciółki.
Obie miały charakter, ale musiał przyznać, to przyjaciółka jej dziewczyny zdawała się silniejsza. Nikt nie spodziewał się po niej takiej zmiany.
- Co z nią? - zapytał, a dłonią ujął jej masując ją swoim kciukiem,
- Ostatnio zdawało mi się, ze coś powiedziała, ale jedynie zauważyła za mną ptaka na parapecie...Boże jaka ta sytuacja jest frustrująca. Mam ochotę jej przywalić jak za starych czasów, gdy się zawieszała, chce jedynie usłyszeć moją przyjaciółkę. - powiedziała płaczliwym tonem. Niedługo święta, które znów spędzi bez corocznej tradycji, polegającej na wspólnym wypadzie na narty.
♣
- Pani Smith dziękuje ci za pomoc przy jej synkowi. - powiedziała starsza pani Moris poprawiając stertę papierów na biurku. Zawsze powtarzała, że nadejdzie czas, a wszystko znajdzie się w poukładanych aktach, jednak wszystko jedynie przybierało na wysokości niż znajdowało miejsce na, pustym, brązowym kredensie zza biurkiem.
- Od tego jestem. Chociaż nie udało mi się go uratować. - powiedział zrezygnowanym tonem, zajmując miejsce na drewnianym krześle, znajdującym się przed panią Smith.
- Brad, dobrze wiesz, że nie jesteś lekarzem mającym na celu wyleczenie naszych podopiecznych. Choroba jest straszna, jednak my pomagamy o niej zapomnieć. Może nie do końca, ale jednak, trochę dać sobie radę z myślą o śmierci. - kobieta ściągnęła z nosa okulary i spojrzała na swojego pracownika. Była dumna z Brada. Był zwykłym 20 latkiem, a chłopcy w jego wieku nie charakteryzują się zbytnim przejęciem otaczającego ich świata. On jednak był inny, wiedziała to gdy przekroczył próg fundacji, a na jego twarzy widniał zapał. Chęć pomagania. Tego potrzebowali, a podopieczni szybko znajdowali z nim kontakt.
- Nathe miał jedynie 6 latek. Nie jego wina, że na jego drodze stanęła białaczka. Najgorsze było zapewnianie lekarzy, przecież obiecywali mu życie, na 70% miał wyjść i znów grać w piłkę. Pragnął zostać drugim Christiano. - przymknął oczy i przywołał obraz uśmiechniętego chłopczyka, który zwykł zwać go Blad, przez swoją wadę wymowy. Było to przesłodkie i nie dało się tego nie lubić.
- Jednak o 30% za mało. - powiedziała kobieta i wzięła głęboki wdech. Przypomniał się jej bodziec jaki skierował ją na założenie takiego rodzaju fundację. Jej mała córeczka, która w wieku 5 latek powiększyła grono aniołków. W czasie choroby nie wiedziała jak radzić sobie z dziewczynka, wtedy jeden z wolontariatów przysłał 17 letnią Olivie, która bardzo szybko podłapała kontakt z jej córką. Nawet w chwili najgorszego bólu uśmiechała się do swojej koleżanki. Wtedy zauważyła, że własnie takiego czegoś brakuje chorej młodzieży. - Nie wszyscy z naszych podopiecznych są skazani na śmierć Brad.
- Wiem, że Victoria miała pod opieką chłopaka chorego na dwubiegunowość, ale nie rozpowiadała się na ten temat zbyt dużo, jedynie, że osobę z takimi zaburzeniami tak naprawdę się nie zna. - rzekł szybko. Jego ojciec był schizofrenikiem i z tego powodu dość dobrze rozumiał tego typu choroby. Wiosenne napady nie były niczym przyjemnym dla jego rodziny, a tym bardziej matki, która od ostatniego napadu postanowiła umieszczać mężczyznę na ten czas w ośrodku. To o wiele bardziej mu pomagało. Im.
- Niektórzy nie są na nic chorzy, jednak życie się zmienia. Choroba, czy psychiczna czy fizyczna, jest czymś co zrozumieją jedynie osoby z tą przypadłością. - powiedziała i zamoczyła usta w swojej kawie, która już trochę przestygła. Nie dziwiła się, zrobiła sobie ją jakąś godzinę temu, ale nawał pracy uniemożliwiał jej skonsumowanie jej. Nowy rok zbliżał się nieubłaganie, a kobieta musiała przydzielić zadania na nowy rok swoim pracownikom. Zwykła ich tak nazywać, ale tak naprawdę nie płaciła im nic, jedynie małe grosze gdy się uparła. Oni tego nie chcieli, oświadczali, że przychodzą tu pomagać, a nie zwiększać objętość swoich portfeli.
♠
W końcu naszła mnie wena na tego bloga. Rok po. Tak wiem trochę długo, jednak teraz chce naprawdę go pisać i mam nadzieję, że uda mi się dodawać rozdziały przynajmniej raz na miesiąc :)
Do napisania ;)
Czytam = Komentuje
jejku zakochałam się. Mogę śmiało stwierdzić już ze to mój drugi ulubiony blog tuż za Behind :D
OdpowiedzUsuńTy już wiesz kto komentuje xoxo
świetny początek :D nie mogę się doczekać dalszych rozdziałów x
OdpowiedzUsuńCiekawie się zapowiada. Będę zaglądał.
OdpowiedzUsuńJak już inne osoby wspomniały, genialnie itd. Będę zaglądała ;) I mi się nie zepsuj !
OdpowiedzUsuńkiedy nn? :*
OdpowiedzUsuńAktualnie wrocilam ze szpitala, dlatego cale ferie i moje plany poszly sie walic. Jak tylko sie ogarne dodam cos, napewno do konca miesiaca, a jak sie uda tygodnia :)
UsuńKurcze żałuję, że dopiero teraz właściwie przy spamowaniu znalazłam twojego bloga. Niesamowite jak opisujesz sytuacje i jak prowadzisz bohaterów. Dodatkowo dialogi klasa :)
OdpowiedzUsuńJuż pędzę czytać poprzednie rozdziały.
Pozdrawiam i czekam na więcej :D